Poddenerwowana zeszłam ze schodów i pobiegłam w kierunku domu. Gdy weszłam tata robił kanapki.
-co jest córcia? Chcesz kanapkę?
-nie dziękuję. - rzuciłam i wlekąc 'swoje zwłoki' na góre próbowałam ściągnąć buty. Weszłam do pokoju i padłam na łóżko. Biłam się z myślami o tym, co się stało z Pawłem, tym którego tak... lubiłam, podziwiałam i któremu ufałam. Nie był już tym kim kiedyś. Jego oczy były bez wyrazu, a twarz nie okazywała emocji. Był jakby bez uczuć. Chociaż to mnie zastanawiało, jak mnie potraktował. Nie był oschły, jak wobec kolegów, bronił mnie mimo tego jak się zmienił. Postanowiłam, że muszę z nim porozmawiać, pomimo jego stanowczego zakazu. Zasnęłam na chwilę i obudziła mnie Liza stercząca mi nad głową.
-Co jest? -spytałam ospałym głosem.
-jak Paweł ? Byłam u niego ale za wiele sie nie dowiedziałam, zbył mnie.
-Rozmawiał z tobą ?
-Chwilę, ale był jakiś dziwny. Nie wpuścił mnie do domu, tylko ledwo pozwolił mi wejść na schody.
-Ze mną też nie rozmawiał. Wgl. Idę się przejść.Boni Chodź.- burknęłam, zabierając bluze i trzaskając drzwiami.
Szłam lasem dłuższą chwilę. Był półmrok, około 20. Boni ciągnął smycz, jakby od dłuższego czasu nie był na spacerze. Zaciągnął mnie do 'jaskini' takiego miejsca, w którym wszyscy bawiliśmy się jako dzieci. Usłyszałam hałas. Przestraszyłam się, więc zawołałam na Boniego, ciągnąc go w stronę drogi powrotnej. Nie miałam ochoty, na spotkanie z jakimś pijakiem, proszącym o 'odprowadzenie do domu, lub wskazanie drogi'. Boni ciągnął jednak w kierunku jaskini. Miałam łzy na końcu nosa. Nagle usłyszałam znajomy głos.
-Klaudia..-powiedziała sylwetka wyłaniająca się z ciemności. Boni zaczął szczekać i merdać ogonem.
-Przestraszyłem Cię ? - zapytała postać, której zaczęły zarysowywać się już kontury twarzy. To był Paweł.
-Jak diabli- odparłam z ulgą.- co ty tutaj robisz?
-siedzę, myślę... lubię tu przebywać. Tu można myśleć.
-zwariowałeś, żeby po ciemku łazić po lesie.
-i kto to mówi?- zapytał uśmiechając się i podchodząc bliżej.
-ja mam Boniego.- rzuciłam odwracając się i ciągnąc smycz.
-ale.. gdzie idziesz?- zapytał podnosząc głos.
-do domu.
-dlaczego? Chciałem pogadac..
-ja chcialam wczoraj, a omal nie zostałam zgwałcona.
-przepraszam za to. nie chciałem..
-Paweł. na razie.
-Klaudia...- powiedział błagalnie.
-Co?!
-Zostań.. Proszę..
-ohh.. -podeszłam do niego i przytuliłam mocno.- dobranoc, rzuciłam odchodząc i zostawiając go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz